Błazenada jako sposób na życie…

błazen, błazenada

Pani T. zgłosiła się do terapii z problemem, jak to określiła, relacji interpersonalnych. Stwierdziła, że ogólnie jest lubiana, choć nikt nie traktuje jej poważnie. Relacjonowała, że w gronie znajomych zawsze jest w centrum uwagi, natomiast weekendy spędza samotnie, nie znajdując chętnych na wspólne przeżywanie czasu. Taka irracjonalna sprzeczność – była wśród wielu ludzi, a cierpiała na samotność. W toku opowieści pani T., ujawniła, że ma dar do ubarwiania swoich historii, z banalnego epizodu potrafi uczynić spektakularne wydarzenie. I rzeczywiście, podczas sesji czułam się jak na przedstawieniu, przygotowanym tylko dla mnie. Można rzec, iż byłam zabawiana na różne sposoby. Byłam widzem, a moja pacjentka była wyśmienitą aktorką.

Kłamstwo na skalę masową

W ciągu pięćdziesięciu minut sesji psychoterapeutycznej, w gabinecie rozgrywał się spektakl jednego aktora… Po kilku spotkaniach, moja pacjentka przyznała się do konfabulacji na masową skalę. Stwierdziła, że od dziecka kłamie w sprawach małych i wielkich, kłamie bez powodu i wtedy, gdy powód jest znaczący. Przyznała, że kłamstwo wielokrotnie było przyczyną utraty znajomych, czy przyjaciół. Okazało się, że często zdarzają się jej momenty, w których nie może ustalić, czy coś zdarzyło się naprawdę, czy jest to tylko wytwór jej fantazji.

W efekcie, przyznała się, że w wywiadzie wstępnym też rozminęła się z rzeczywistością, twierdząc, że jej ojciec nie żyje od lat i że nie ma z nim żadnych wspomnień.

Co tak na nią wpłynęło?

Ojciec pani T. – żył. Podobnie jak córka – samotny, opuszczony przez ludzi na jednej z podkarpackich wsi, w miejscu, gdzie, jak to określiła pacjentka, kończą się Bieszczady i zostaje tylko BIES. Stamtąd pochodziła…

Ojciec pani T. był alkoholikiem. Pił od zawsze. Pił codziennie. Pił wszystko, co zawierało alkohol. Bywały dni spokojne, kiedy upojony do granic możliwości zasypiał, gdzieś w kącie starej izby. Bywały jednak częściej dni i noce pełne napięcia, w których ojciec pięciorga dzieci nie zasypiał wcale. Wszczynał awantury bez powodu, obrażał żonę, kierował zaczepki w stronę dzieci. T. była najstarsza. Czuła się odpowiedzialna za przestraszone maluchy. Czuła się odpowiedzialna za nieustannie płaczącą matkę. Czuła się odpowiedzialna za ŚWIAT BIESA.

problem alkoholowy
Źródło: pixabay.com

Tylko ona mogła powstrzymać jego zapędy, tylko ona potrafiła… … “rozbawić” pijaka! Grała więc swoje role, najlepiej jak potrafiła. Stała się mistrzynią w wymyślaniu wciąż nowych scenariuszy spektakli. Wszak ojciec szybko się nudził, toteż trzeba go było wciąż epatować nowością, najlepiej oszałamiającą.

Syndrom DDA

Człowiek z syndromem DDA (Dorosłe Dziecko Alkoholika) żyje według wzoru, który został ustalony w jego dzieciństwie. Wzrastanie w rodzinie o cechach patologicznych ma zazwyczaj bolesny wpływ na całe dorosłe życie. Wyuczona rola staje się sposobem funkcjonowania w relacjach z innymi ludźmi.

W domach z problemem alkoholowym, młodzi ludzie odgrywają różne role, po to, by móc przetrwać w niebezpiecznej przestrzeni. Jedną z takich ról jest “błazen”. Błazen bierze na siebie ciężar rozładowania napięcia w domu, najczęściej poprzez “zabawianie” członka rodziny, będącego pod wpływem alkoholu.

Radość pod maską łez i rozpaczy

Niestety, tego typu działanie nie ma nic wspólnego z radością płynącą z zabawy. Jest to swoistego rodzaju śmiech przez łzy, czy wręcz rozpacz pod maską radości. W naszym kraju można już korzystać z szerokiego spektrum pomocy – jest to terapia indywidualna, grupowa oraz grupy samopomocowe, których uczestnicy o podobnych doświadczeniach życiowych dzielą się sposobami radzenia sobie z trudnościami. Jednak istotnym elementem każdej terapii jest praca własna. Świadoma obecność w procesie, konfrontacja z przeszłością oraz zmiana nawyków, poprzez uczenie się nowych zachowań są kluczem do sukcesu. Naturalnie zmiany nie przychodzą z dnia na dzień. Dorosłe Dziecko Alkoholika staje się osobą dojrzałą i odpowiedzialną w procesie trwającym wiele lat.

Pani T. pozostaje w terapii od kilku lat. Nieustannie odkrywa siebie i własne potrzeby. Bacznie obserwuje wewnętrzny przymus poprawiania innym nastroju. Uczy się sztuki konstruktywnej konwersacji bez widowiskowej ekscytacji. Docenia powoli wartość prawdy. Stopniowo, ale skutecznie porzuca błazenadę, jako sposób na życie.

Elżbieta Bulik –

PSYCHOLOG, PSYCHOTERAPEUTA

2 Replies to “Błazenada jako sposób na życie…

  1. Mądre! To trochę o mnie! Po raz pierwszy odkrywam, że jestem życiowym błaznem! Trudno przyjąć! Mimo wszystko, dziękuję! Łzy cisną się do oczu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.